czwartek, 8 czerwca 2023

słony karmel

 

Długi kardigan, który jeszcze nie ma guzików ale już pobiegł na łąkę (się fotografować) przy którym nauczyłam się jak robić "bąbelki". Lubię :)



wtorek, 28 marca 2023

kamizelka z dinozaurem

To mój pierwszy dziergany projekt według instrukcji! Dotychczas wszystko co robiłam na drutach-  kombinowałam sama ze znanych mi technik co jest bardzo przyjemne ale też nie za wiele można się nauczyć. Ale, że rozumienia instrukcji tez trzeba się nauczyć... nadal uznaję za sukces, że zrozumiałam może połowę ;) Gdybyście byli ciekawi dziergałam ze wzoru od Drops Design garnstudio KLIK. pogubiłam się przy odejmowaniu oczek na pachy a potem przy kształtowaniu dekoltu, trochę poprawiłam a trochę nie, szczęśliwie nie widać. Kamizelka powstała z włóczki Drops Air, tak jak proponowano we wzorze i muszę przyznać, ze jest milutka i super ciepła. Co do dinozaura, paskudna z niego bestia! Wzór znalazłam w internetach, nie przyszło mi do głowy, że przy robieniu "na okrągło" ciemnozieloną nitkę będę musiała przeciągać od tyłu za dinozaurem do kolejnego rzędu więc nieco się ponaciągał biedaczek i nie wygląda tak śliczniusio jak planowałam. Ale jest! Jako nauczka na przyszłość :) Kamizelka jest dla bratanka, który być może go polubi.





poniedziałek, 6 kwietnia 2020

o zaskoczeniu

Długo nie przychodziło mi do głowy by ożywić bloga, uznałam nawet, że to rozdział zamknięty i powrotu nie będzie. Czemu bowiem miałby służyć w czasach gdy blogi „się skończyły” albo stały profesjonalnymi stronami? Stał się archiwum. Skansenem dawnych pomysłów przeplatanych okruszkami codzienności sprzed lat. Ale wiecie co? Życie jest zaskakujące.

Stęskniłam się za jego niezobowiązującą formą i z zaskoczeniem odkrywam, że jeszcze tu zaglądacie (!). Teraz kiedy wszyscy zwolniliśmy/ zamarliśmy z powodu wirusa i znów można bezkarnie być introwertykiem oraz tworzyć wysiadując jajo kwarantanny- mam ochotę na nowo cieszyć się tym miejscem.

Trzy lata w życiu bloga to przerwa zaprzeczająca jego sensowi, trudno więc o aktualizacje. Był to u mnie czas pracowity, ale szycie i inne twórcze działania wciąż się zdarzały, choć nie dokumentowałam ich tak wytrwale jak wcześniej.

Aktualnie mierzę się z tematem patchworku z heksagonów. Są to długie godziny wycinania, prasowania i ręcznego zszywania kolorowych sześciokątów, ale też są to godziny pełne miłości. Patchwork ten powstaje dla pewnego wyjątkowego małego chłopca- mojego czteromiesięcznego bratanka. Pierwszy raz zostałam ciocią zupełnie oficjalnie :)



niedziela, 26 lutego 2017

miss sausage

Znów całkiem niechcący udało mi się porzucić bloga, ale wybaczcie, tak zapracowana nie byłam od bardzo dawna... Wpadam na chwilkę, dokonałyśmy bowiem z Julką (której udział na tej stronie możecie prześledzić tu > KLIK choć myślę, że dobrze ją znacie!) kolejnego wspólnego dzieła i powiem Wam szczerze, że jestem w nim zakochana.

Co więcej, mojego udziału we wspólnych projektach jest coraz mniej a Jula wpada zrealizować w pełni zdefiniowane przedsięwzięcia, normalnie pękam z dumy!

Kochany, tłuściutki mopsik- amorek został narysowany precyzyjnie na papierze, łącznie z dodatkami (w tym czasie ciocia Aga wciąż gadała z mamą Juli więc czasu na planowanie detali było aż nadto!;)).

Następnie kształt mopsika Jula przerysowała powiększony i z zapasem na tkaninę, wycięła a ja tylko przejechałam na maszynie. Wypychanie to świetna zabawa, więc tu też się nie wtrącałam:)
Najlepsza zabawą okazało się jednak malowanie! Malowanie mordki na podstawie wielu zdjęć mopsów z internetu było fantastyczne. Szczególnie, kiedy znalazłyśmy złotą farbkę:)

Kochani, napiszcie Juli jak Wam się podoba Miss Sausage koniecznie, na pewno przeczy
ta każdy komentarz! Pozdrawiam Was cieplutko.




Pierwszy szkic


Pdpinane skrzydełka



Zapomniałam dodać, że razem z mopsikiem powstał mały pomocnik Muffin, specjalnie dla Matyldy :)

piątek, 6 stycznia 2017

Miśki: od czego zaczęło się moje szycie?



Około dziesięciu lat temu przygarnęłam starą maszynę do szycia Brothera, na której szyć „umiałam” jeszcze w domu rodzinnym pod warunkiem, że mama zmieniała mi ścieg... i pod warunkiem, że mama zmieniła mi nitkę... i że nawlokła nitkę na bębenek... i że ta nitka nie zerwała się po 3 sekundach... Mamo!?

Wreszcie udało mi się zapamiętać jak się przewleka nić przez wnętrzności maszyny, (a talentów technicznych nie mam za grosz!) ale zmiana ściegów to był wyższy stopień wtajemniczenia. Dlatego pierwszy obrus w pierwszym własnym mieszkaniu obszywałam zygzakiem!:)

Po opanowaniu podstawowych szyciowych czynności opanował mnie tak dziki entuzjazm, że kolorowe pluszaki wyrzucałam z „pracowni” falami jak morze w czasie sztormu wyrzuca patyki, muszelki i plastikowe butelki.
Część z Was na pewno widywała te stwory, zwane przeze mnie lulankami, na blogu. Jeśli nie to zapraszam do archiwum > KLIK


Dopiero po kilku latach odrobinkę się znudziłam i fale ustały na rzecz pojedynczych sztuk na specjalne zamówienie. Ale wiecie? Wśród znajomych wciąż rodzą się dzieci a dzieci nadal całkiem lubią zabawki. W ostatnim czasie musiałam (nic nie musiałam! Bawiłam się w najlepsze...) wrócić na chwilę do fabryki zabawek. Nowa fala przytulasków przyjęła się bez zarzutu.